Dwóch Ukraińców ogląda graffiti: Bij Żydów, ratuj Rosję! Jeden z nich pyta: „ Bardzo dobrze! Ale kto chciałby ratować Rosję?”
Dowcip ten przypomniał mi się, gdy czytałem wezwania białych nacjonalistów: Zatrzymać imigrację, ratować Białą Rasę. Idea jest wielka, lecz zamierzony cel w najlepszym wypadku nie ma z tym nic wspólnego.
Nie trzeba należeć do Białej Rasy, by rozumieć problemy powodowane przez przesunięcia ludności. Nie trzeba nawet wierzyć w istnienie klasyfikacji rasowych, by zdać sobie sprawę, że masowe migracje powodują prawdziwe problemy. Rasistowska argumentacja, kryjąca się za negowaniem istnienia tego zjawiska, jest w najlepszym wypadku niepotrzebna i jałowa. Masowa imigracja jest zjawiskiem współczesnym, natomiast mający już 140 rasizm jest i przestarzały i bardzo bolesny.
Przeciwnicy imigracji nie odwołują się do poczucia rasowej wyższości lub nawet rasowej tożsamości. Czytelnicy Milne prawdopodobnie pamiętają reakcje Kubusia Puchatka, Prosiaczka i Królika w stosunku do nowoprzybyłego zwierzątka – Kangurzycy. Powitanie w lesie nie było miłe, dziecko imigrantki zostało porwane. Historia oczywiście zakończyła się tym, że wszyscy szybko się zaprzyjaźnili, lecz nawet Milne nie mógłby doprowadzić do szczęśliwego zakończenia, gdyby do lasu napłynęło tysiące Kangurzyc.
Ludzie, podobnie jak zwierzęta, mają mechanizmy obronne służące do obrony własnego terytorium i dostępu do zasobów. Mechanizmy te są teraz celowo zakłamywane jako „rasizm”, lub jako rozpętywanie brutalnych instynktów pierwotnych, lecz przecież obrona własnego terytorium da się moralnie obronić.
W Związku Radzieckim mojej młodości, młody człowiek z innej dzielnicy, zalecający się do dziewczyny miał duże szanse, że pobiją go miejscowi chłopcy. Pomiędzy dwiema dzielnicami nie było żadnych różnic etnicznych, rasowych, religijnych, lub nawet socjalnych. Chłopcy z ulicy A nie myśleli, że są lepsi od chłopców z ulicy B; po prostu bronili dostępu do „swoich własnych” dziewczyn. Nie był to protekcjonizm ekstremalny, poważne miłości lub małżeństwa ponad arbitralnymi granicami terytorialnymi były możliwe, lecz niewinny flirt lub przelotny seks (a seksu socjalistyczny reżym nie zabraniał) były ograniczone do własnej dzielnicy. Nie było wyjątków od miejscowych zasad dla cudzoziemców, czyli chłopców innego pochodzenia czy narodowości. Wszelkiego rodzaju zasiedziali przybysze byli w końcu akceptowani jako swoi, lecz goście krótkoterminowi zawsze byli uważani za „nieprzyjaciół”, i odpowiednio ich traktowano. Jest zrozumiałe, że dzisiejsi młodzieńcy bronią „swych własnych” kobiet, lub „swych własnych” posad. Muszą także zarobić na życie, a idealistyczne grupy, które pozwalają przyjezdnym przejąć kontrolę, szybko wymierają.
Masowa imigracja mieści się gdzieś między inwazją i handlem niewolnikami. Jeśli imigranci rozwijają się pomyślnie, jest to inwazja; jeśli są poniewierani, jest to niewolnictwo. W każdym wypadku korzyść odniesie niewielka część populacji miejscowej; w zależności od tego jak rozwinie się sytuacja, będą oni nazywani „kompradorami” lub „handlarzami niewolników”. W zasadzie, ludziom bogatym dostaną się pozytywne owoce imigracji, natomiast wszystko skrupi się na biednych. Jednakże nie wszyscy bogaci odniosą takie same korzyści. Ludzie bogaci, tak samo jak wszyscy inni, mają różne podejścia do społeczeństwa, które ich żywi. Można ich podzielić napasterzy i drapieżców. Pasterze strzygą swoje stado, natomiast drapieżcy wyrzynają je do ostatniego, jeśli cena jest dobra.
Za pasterzy można uważać znakomitą rodzinę szwedzkich przemysłowców, Wallenbergów, skromnych właścicieli 30 głównych szwedzkich firm, w tym dziewięciu spośród 15 największych w kraju. Ogółem, rodzina Wallenbergów kontroluje lub jest właścicielem ponad połowy szwedzkiej gospodarki. Wielkie i unikalne osiągnięcia społeczeństwa szwedzkiego uzyskano dzięki temu potężnemu blokowi harmonijnie współpracującemu ze związkami zawodowymi i rządem. Listę drapieżców powinien rozpoczynać Carl Icahn, wzbudzający strach żydowski korporacyjny rabuś i finansista, który zrujnował więcej ludzi i przedsiębiorstw, niż ich Wallenberg kiedykolwiek posiadał. Obecność niczym nie krępowanych drapieżców nie pozwala pasterzom robić tego, do czego się najlepiej nadają. Ponadto, drapieżcy nie mają oporów przed kierowaniem swych ofiar do rzeźni.
Masowa imigracja bardzo pomaga drapieżcom. Imigranci muszą gdzieś mieszkać, a więc ku uciesze bogaczy – ceny nieruchomości i czynsze wzrastają. W Izraelu, właściciele nieruchomości dzielą swoje stare mieszkania na mniejsze i podnajmują je imigrantom. W ten sposób zwiększają dwu lub trzykrotnie swoje dochody, natomiast biedni miejscowi mieszkańcy nie mogą za rozsądną cenę znaleźć mieszkań o przyzwoitym standardzie. Imigrantom potrzebny jest kredyt, więc lichwiarzom tylko w to graj, żądają 20% za miesiąc. Tworząc nadwyżki siły roboczej, imigracja naraża robotników na niepewność.
Mobilna siła robocza jest tańsza: robotnicy są tutaj, gdy ich potrzebują; a gdy ich nie potrzebują, muszą po prostu odejść. Jest to jedna z przyczyn, dlaczego Izrael nie przyjmuje robotników palestyńskich, a zamiast nich importuje Tajów lub Chińczyków. Masowa imigracja jest potężną bronią w walce klasowej. Importując potencjalnych robotników, drapieżni właściciele osłabiają klasy pracujące. Istnieje import siły roboczej, i jak każdy import zmniejsza on wartość produktu miejscowego, tj. płace tubylców.
Drapieżcy mówią o „twórczym niszczeniu”. Przedsiębiorstwa, które nie dostosują się do nowych zasad, nie mają dla nich wartości. Przedsiębiorstwa, które przetrwają, mogą być przemieszczone do Indii za jednym kliknięciem myszki. Imigracja rozbija wspólnoty. A co lepsze dla właścicieli, masowa imigracja tworzy drugi front walki klasowej, pomiędzy klasami pracującymi i imigrantami.
Imigracja w sposób nieunikniony prowadzi do walki o zasoby: o pracę, o kobiety, żywność i mieszkania. Klasy średnie osiągają pewne korzyści: mają tańszą służbę domową, tańszych kierowców, niańki, ogrodników, taniej płacą za seks. Międzynarodówka gejów klas średnich jest w awangardzie popierania imigracji: niektórzy mogą to tłumaczyć współczuciem, lecz można to także tłumaczyć ich własnym interesem w posiadaniu dostępu do wielu tanich i przystępnych partnerów seksualnych. Imigranci nie współzawodniczą z klasami średnimi, nie mieszkają w ich dzielnicach, prawdopodobnie nie mogą pretendować na ich stanowiska. Główne uderzenie w tej wojnie spada na robotników, a oni nie mają czasu lub nie pozostało im nic sił aby toczyć walkę klasową z ludźmi takimi samymi jak oni.
Robert Putnam http://www.utoronto.ca/ethnicstudies/Putnam.pdf odkrył dodatkowe cechy imigracji. Badacz ten, dobrze znany ze swego początkowego stanowiska proimigranckiego, został zmuszony do stwierdzenia:
Wraz ze wzrostem różnorodności etnicznej, imigracja i różnorodność etniczna sprzyjają zmniejszaniu solidarności socjalnej i niszczą kapitał społeczny. W środowiskach etnicznie zróżnicowanych, mieszkańcy wszystkich ras mają tendencję do „oklapnięcia”. Zaufanie (nawet do kogoś z własnej rasy) jest niższe; altruizm i zbiorowa współpraca są rzadsze, przyjaciół jest mniej.
W Stanach Zjednoczonych, a także w Europie, wewnętrznej różnorodności towarzyszy z zasady mniejsza spoistość grup, mniejsze zadowolenie i wyższa płynność. Wydaje się, że większa różnorodność etniczna związana jest z mniejszym zaufaniem społecznym i mniejszym zaangażowaniem w dobro wspólne.
Putnam analizuje dwie teorie opisujące wpływ migracji. Teoria Konfliktów zakłada, że „różnorodność sprzyja nieufności pozagrupowej i solidarności wewnątrzgrupowej. Im więcej zmuszani jesteśmy do fizycznej bliskości z ludźmi innej rasy lub tła etnicznego, tym bardziej lgniemy do „swojej własnej” i tym mniej ufamy innym”. Teoria Kontaktu mówi, że„różnorodność sprzyja tolerancji międzyetnicznej i solidarności społecznej. Gdy mamy więcej styczności z ludźmi niepodobnymi do nas, przezwyciężamy naszą początkową nieśmiałość i nieobeznanie i coraz bardziej im wierzymy”.
W rzeczywistości, wyniki masowych badań Putnama były bardziej pesymistyczne niż każda z tych teorii. Przy imigracji, ludzie obawiają się swoich starych sąsiadów tak samo jak przybyszów. „Nasze wnioski są takie, że różnorodność nie powoduje „złych stosunków międzyrasowych” ani wzajemnej wrogości grup definiowanych na zasadzie etnicznej. Na odwrót, członkowie społeczności zróżnicowanych są skłonni do: wycofania się z życia społecznego, nie ufania sąsiadom bez względu na kolor skóry, oddalania się nawet od bliskich przyjaciół, do oczekiwania najgorszego od swojej społeczności i jej przywódców. Jest wśród nich mniej ochotników, mniej dają na dobroczynność i rzadziej pracują przy wspólnych projektach, mniej ich się rejestruje do głosowania, częściej poruszają sprawy reform socjalnych, lecz mają mniejszą wiarę w to, że mogą faktycznie przyczynić się do zmian, a także przesiadują nieszczęśliwi przed telewizorami”.
Drapieżcy chcą mieć właśnie taką rozbitą, zatomizowaną, niepewną populację ludzi, znajdujących się w stanie nieustannej zimnej wojny z samymi sobą, którzy nie gromadzą się i nie dyskutują, nie organizują się ani nie planują, tylko przesiadują nieszczęśliwi przed telewizorami. A kim są Panowie Dyskursu, którzy określają treści programów telewizyjnych? Oczywiście, są to słudzy drapieżców.
Aby obronić swoją politykę niszczenia społeczeństwa przez napływ obcych, wymyślili i propagują nowe oszczerstwo w postaci słowa „rasizm”. Ludzie przeciwstawiający się nakazowi masowej imigracji są uważani za „rasistów” i wyklucza się ich z uczestnictwa w rozpisanym dyskursie telewizyjnym. „Rasizm” jest stosunkowo nowym grzechem głównym wymyślonym przez Panów Dyskursu, aby zakamuflować zamiary drapieżców. Rasizm zdefiniowany w słowniku (skryta, nieracjonalna nienawiść do „niższej” rasy) nie istnieje. W ciągu sześćdziesięciu lat mojego podróżniczego życia, ja, ciemnoskóry, wąsaty mężczyzna typu śródziemnomorskiego, nigdy nie zauważyłem żadnej jego oznaki. Oczywiście, nigdy nie próbowałem drażnić rdzennych mieszkańców puszczaniem głośnej zagranicznej muzyki, nie praktykowałem w miejscach publicznych obcych obyczajów, ani nie zachowywałem się celowo prowokacyjnie.
Ludzie rzeczywiście chcą znać i próbują odgadnąć pochodzenie nieznajomego. Gdyby mi płacono po dolarze za każdym razem, gdy byłem pytany skąd jestem, znalazłbym się wśród najbogatszych ludzi świata. Żydzi, bojaźliwi władcy fal eteru, uważają takie pytanie za „atak rasistowski”; chociaż oni zadają to pytanie o wiele częściej niż ktokolwiek inny. A jest to po prostu niewinna ludzka ciekawość, nie rasizm: ludzie chcą wykorzystać nadarzające się spotkania do potwierdzenia ich wyobrażeń o świecie, więc zadają pytania: Dlaczego Włosi lubią makaron? Czy to prawda, że muzułmanie chcieli wymordować niewiernych po zbombardowaniu nowojorskich wieżowców 11 września? Dlaczego Murzyni są najlepsi w sporcie? Jako to się stało, że Żydzi są tacy bogaci? Jedynie Żydzi obrażają się na takie pytania, ponieważ są zbyt zadufani i nie wyczuwają, że każdy obcy, niekoniecznie Żyd, jest pytany od czasu do czasu, kim jest i co go sprowadziło. W przeciwieństwie do rozpowszechnionego wśród Żydów przekonania, olbrzymia większość ludzkości („goje”) nie myślą tyle i tak często o Żydach, i z pewnością nie odczuwają bardzo emocjonalnej nienawiści do Żydów – jako Żydów.
Ludzie stwarzają sobie stereotypy innych ludzi, lecz nie jest to zły stary rasizm (czyli „irracjonalna” nienawiść). Stereotypy i uprzedzenia stanowią uprawnioną część naszego życia. Ułatwiają nam życie. Gdy idziesz ciemnymi ulicami miejskiego getto i zauważysz bandę wyrostków wśród których nie ma żadnej kobiety, uprzedzenie podpowiada ci, byś ich ostrożnie ominął. Jeśli włóczęga w łachmanach proponuje ci sprzedaż złotego zegarka, uprzedzenie radzi ci nie wdawać się w taki interes. Jeśli urocza nieznajoma jest chętna pójść z tobą do łóżka, uprzedzenie mówi ci, byś użył prezerwatywy – lub uciekł. Liga Antydefamacyjna (ADL) słusznie twierdzi, że istnieje stereotyp „żydowskiej koterii”, która „podżega do wojny”, a także „żydowskich baronów medialnych”, którzy „wytyczają politykę partii”.
Stereotyp, lub uprzedzenie, zwykle wynika z wielu nieprzyjemnych doświadczeń osób, które poprzednio nie zwracały na pewne rzeczy uwagi. Wyrostki z getta mogą cię pobić, włóczęga prawdopodobnie chce się pozbyć trefnego towaru, bezczelna lafirynda może zarazić tryprem. Natomiast zorganizowane Żydostwo doprowadziło do wojny w Iraku, a obecnie nawołuje do bombardowania Iranu, są to: Daniel Pipes, Norman Podhoretz i ich kolesie. Istnieje wielka szansa, że twój średni żydowski mądrala będzie bardzo antyarabski, prowojenny, antyirański, i w ogóle będzie trzymał się linii ich partii. Stereotypy Żydów są całkowicie uzasadnione, i tylko przeciwstawianie się stereotypowi zmieni go.
W końcu XIX wieku, istniał stereotyp Azjatów jako cherlaków poddających się walkowerem i skazanych na poddanie się Białemu Człowiekowi. Japończycy nie zgodzili się z tym stereotypem, wzięli się w garść i zatopili rosyjską eskadrę, potem zrobili to samo z flotą amerykańską na Hawajach. W połowie XX wieku, istniał stereotyp, że japońskie towary to „tandeta”. Nie płakali, lecz ciężko pracowali i do lat 1980, japońskie samochody stały się synonimem jakości. Przypisywany amerykańskim Murzynom stereotyp kwestionował ich możliwości intelektualne, lecz dali oni Baracka Obamę i Cyntię McKinney, i teraz to uprzedzenie należy do przeszłości.
Niczym nie uzasadnione słowo „rasizm” jest pojęciowo najbardziej bliskie krótkoterminowemu pseudorasizmowi czasu wojny. Nie ma tu żadnej tajemnicy ani irracjonalności. Człowiek, zmuszany do zabijania lub zażartego przeciwstawiania się drugiemu takiemu jak on sam człowiekowi, musi bronić swej moralnej uczciwości, zaprzeczając pełnemu człowieczeństwu przeciwnika. Podczas Wojny Francusko-Pruskiej i późniejszych konfliktów pomiędzy Francją i Niemcami, powstało wiele rasistowskich opowieści o Hunach i żabojadach, lecz po wojnie znikały one bez śladu. Czasami wykorzystywano rasę dla usprawiedliwienia różnic socjalnych. Polscy szlachcice wyobrażali sobie, że nie są Słowianami, lecz potomkami rasy sarmackich wojowników. Szlachta brytyjska uważała siebie za Normanów, a nie Sasów lub Celtów. O tych fantastycznych opiniach powoli zapominano, w miarę jak okazywało się, że różnice klasowe są nietrwałe.
W Izraelu, na stosunkach Żydów z Palestyńczykami także ciąży pseudorasizm. Żydzi zdobyli Palestynę w przebraniu „imigracji” i zamknęli tubylców w gettach. Można spotkać się z wieloma rasistowskimi opiniami i czynami tych dwóch narodów, ponieważ walczą ze sobą, nie tylko z powodu „irracjonalnej nienawiści”. W głębi serca, izraelscy Żydzi i Palestyńczycy odnoszą się do siebie z respektem. Żydzi uwielbiają i chętnie więcej płacą za arabskie domy, jedzą w arabskich restauracjach, lubią arabską oliwę z oliwek, natomiast Arabowie podziwiają izraelską bojowość i skuteczność. Miejmy nadzieję, że pójdą po rozum do głowy i dadzą pełną równość wszystkim, zarówno imigrantom jak i tubylcom. Rasistowskie opowieści o „strasznych Żydach” i „Arabach- podludziach” biorą się z wojny, i przeminą wraz z wojną.
Imigracja może być przyczyną bałamutnych opinii. Ponieważ młodzież pracująca broni prawa do swego miejsca w życiu, więc może ona stać się ofiarą szczeniackiej rasistowskiej gadaniny. Będzie to zupełnie naturalne, przy prostackiej reakcji na coś co zagraża jej stylowi życia. Faktycznym wrogiem tej młodzieży jest drapieżca, który rozpętał strumień imigracji, lecz znajduje się on poza jej zasięgiem. Frustracja wywoła różną zjadliwą krytykę, jednak nie będzie to zimny pseudonaukowy „rasizm” nazistowskich Niemiec, Izraela, i amerykańskich obozów dla Japończyków. Nie ma potrzeby traktowania tej krótkotrwałej, rasistowskiej gadaniny jak poważnej dyskusji. Gdy skończy się zimna wojna masowej imigracji, uczucia nieprzyjaźni znikną bez śladu.
Rasizm nie istnieje; w każdym kraju świata pojedynczy cudzoziemiec dowolnej rasy jest mile witany. Kilku cudzoziemców dodaje trochę koloru i będą oni na pewno tolerowani i goszczeni przez tubylców. W prowincjonalnej Rosji XVIII wieku etiopski Murzyn został magnatem, a jego potomek stał się największym poetą rosyjskim. Inny wybitny poeta rosyjski (i mentor następcy tronu) był synem tureckiego jeńca. Angielski żeglarz został księciem w Japonii czasu szogunów, natomiast ochrzczony Żyd był premierem Wielkiej Brytanii. William Dalrymple w swych interesujących „Białych Mogołach” (White Mughals) opisuje jak wielu Anglików i Francuzów z powodzeniem zintegrowało się ze społeczeństwem muzułmańskim w Indii Wielkiego Mogoła, i śledzi powroty ich mieszanego rasowo potomstwa do Anglii, gdzie spotkał ich wielki sukces. Niewielkie grupki imigrantów nie powodowały masowych przemieszczeń narodów, i w związku z tym, „rasistowska” obrona nie była potrzebna.
W moim intensywnym życiu podróżnika miło wspominam pobyt wśród Japończyków (rzekomo strasznych rasistów), wśród Palestyńczyków (którzy mają szczególne powody by ostrożnie odnosić się do obcych), i wśród wielu innych ludzi, od Anglików do Tajów, od Szwedów do Malajów. Wszyscy oni mile mnie witali i byli gościnni.
Gdy opuściłem Rosję i w końcu lat 1960 przeniosłem się do Izraela, byłem mile widziany. Jednak w ciągu kilku lat, kiedy fale rosyjskiej imigracji były coraz to większe, przekształciłem się z pojedynczego cokolwiek egzotycznego przybysza, w kroplę wielkiej powodzi cudzoziemców. Wczorajsi imigranci nagle znienawidzili rosyjskich Żydów, gdy ci zaczęli konkurować o niskopłatne zajęcia i subsydiowane mieszkania. Najpierw byłem szanowaną osobą, a potem uważano mnie za poszukiwacza niezasłużonych zapomóg. Ton dyskusjom nadają Panowie Dyskursu, przykręcając w jednym miejscu, i pozwalając na więcej w innym. Sterują sporem dla własnych korzyści.
Czuję wiele sympatii dla imigrantów. Byłem chwilami miotany falami masowej imigracji, i nie wspominam tego mile. Imigracja masowa jest nieporozumieniem, należy jej unikać za wszelką cenę. Lepiej pozostać we własnym kraju wśród przyjaciół mówiących twoim językiem. Jeśli już musisz się gdzieś przenieść, wyjeżdżaj tam gdzie cudzoziemcy stanowią nieliczną nowość.
Społeczeństwa ZSRR i Kuby oparte na solidarności nie zezwalały na imigrację i emigrację. Miały rację. Imigracja niszczy solidarność, natomiast emigracja prowadzi do drenażu mózgów. W tych socjalistycznych społeczeństwach nie było żadnego rasizmu, ponieważ jego obywatelom nie zagrażały fale masowych imigracji.
Jako masowy imigrant nigdy za swoje niepowodzenia nie winiłem „rasizmu” miejscowej ludności. Byłem częścią fali inwazyjnej, a nasze przybycie wyrządziło miejscowej ludności wiele realnych krzywd, ponieważ faktycznie wiele na tym stracili. Potem było coraz więcej fali imigracyjnych, w wyniku czego musimy teraz więcej płacić za mieszkania, a miejsca na rekreację zostało nam mniej.
Ponadto, masowa imigracja obniża ogólny status cudzoziemca. Kiedyś cudzoziemcy byli ludźmi, którzy poszukiwali nowych wrażeń lub woleli mieszkać poza domem, jak Joyce w Trieście, Ezra Pound we Włoszech, Fennolosa w Japonii, Byron w Grecji lub Nabokow w Szwajcarii. Gdybyśmy trochę zwolnili, to wciąż moglibyśmy znaleźć „Naszego człowieka w Hawanie” i „Rosyjskiego Wielkiego Księcia”. Obecnie, z powodu masy imigrantów, bycie cudzoziemcem nie jest zabawne. Tak więc, problemem nie jest „imigracja”. Lecz „masowa imigracja”.
Na przekór rasistowskiej mantrze, nie decyduje tutaj czynnik etniczny. Problemem jest nawet masowa imigracja tej samej narodowości. Japończycy zezwolili na imigrację potomków zeszłowiecznych japońskich imigrantów do Ameryki Południowej, i głęboko się tym rozczarowali. Teraz wypłacają pokaźne sumy pieniędzy tym imigrantom, którzy zgodzą się opuścić Japonię. Mimo, że są oni „tej samej rasy”, to kulturalnie stali się zbyt odmienni od solidarystycznego społeczeństwa japońskiego. W Palestynie, powracający – dzieci uciekinierów z roku 1948 – skarżą się, że miejscowa ludność, praktycznie kuzyni, nie wita ich mile. W Niemczech, powracający etniczni Niemcy (folksdojcze z Rosji i Kazachstanu) pozostają obcymi dla miejscowej ludności.
Rasizm w USA jest starym mitem, lecz gdy dzieci byłych niewolników uciekły ze splądrowanego Południa na Północ, kolor skóry wystarczał do dyskryminacji. Później Amerykanie bombardowali Somalię, i Somalijczycy napłynęli do Szwecji i Południowej Afryki. W Szwecji różnicom w kolorze skóry nie można było zaprzeczyć, natomiast co do Somalijczyków i Zulusów, to nie można rozpoznać kto jest kim, dopóki nie przemówią; jednak ponieważ Afryka Południowa jest krajem biedniejszym niż Szwecja, więc Afrykanie bronili się przed swymi czarnymi braćmi z Somali o wiele bardziej, niż mógł to sobie wyobrazić najbardziej ksenofobiczny Szwed. Po takiej lekcji prawdziwego życia, mit „rasizmu” należy ostatecznie odłożyć na półkę. Sprzeciw przeciwko imigracji nie jest spowodowany „wiarą w rasową wyższość” lub „nienawiścią rasową”, jest to całkowicie normalna reakcja obronna klas pracujących (i tych członków warstwy wyższej które im współczują i sympatyzują z nimi).
Teraz dopiero możemy zrozumieć co sobą przedstawiają samozwańcze grupy antyrasistowskie: Antifa, Searchlight, Expo i tym podobne organizacje. Są to oddziały szturmowe Drapieżcy. Służą do rozbijania miejscowych grup solidarnościowych. Są podobne do rozpuszczalnika, dezintegrują społeczność tradycyjną. Są gorliwymi syjonistami; gorliwie słuchają się wskazań Ligi Antydefamacyjnej (ADL) Foxmana; są popierani przez żydowskich finansistów.
Zwykle Żydzi popierają imigrację (ale nie do Izraela), lecz aktywność Żydów w ruchu antyrasistowskim ma głębsze przyczyny. „Wznieś mur wokół Tory”, uczy Talmud. Oznacza to, że dla zachowania ważnego przykazania należy ustalić dodatkowe zasłony dymne. Na przykład, przykazanie zabrania zbierania owoców w Sabat; „pierwsza zasłona” zabrania wspinania się w Sabat na jabłonkę, gdyż ten kto wejdzie na drzewo być może będzie chciał zerwać jabłko. Druga zasłona zabrania wspinania się na dowolne drzewo, aby nikt się do tego nie przyzwyczajał. Żydzi nie chcą by wspominano o nich w niekorzystnym kontekście, a więc lansują zasłonę dymną: nie można wspominać o żadnej grupie etnicznej w niekorzystnym kontekście. Obawiają się, że ci, którzy dzisiaj krytykują wady Murzynów, być może jutro będą krytykować wady Żydów. Cała dyskusja o „rasizmie” i pisanych z dużej litery Innych jest po prostu mentalną zasłoną dymną mającą bronić Żydów przed krytyką.
Żydzi pamiętają o tym, i nie traktują tego zakazu na serio, gdy mają zaatakować swych wrogów. Jest to po prostu zasłona dymna wokół zakazu powiedzenia czegoś niebezpiecznego o Żydach, a nie rzecz realna. Dlatego żydowski przywódca, Minister Obrony Ehud Barak, nie wahał się nazwać Palestyńczyków „wirusem”, i żaden z ważnych antyrasistów nie zaprotestował przeciwko temu. Tak więc, dla Żydów antyrasizm jest jedynie figurą retoryczną, narzędziem wykorzystywanym przeciwko wszelkiej krytyce Żydów, nie uważają oni, że sami powinni się trzymać tej zasady.
Aktywiści antyrasistowscy także dobrze o tym wiedzą, i głównie zajmują się obroną Żydów, którzy przecież ich opłacają. Jeśli atakują kogoś za obrazę grupy nieżydowskiej, można być pewnym, że ten ktoś wszedł także w konflikt z Żydami. Gdyby David Duke ograniczył się tylko do Murzynów i powstrzymał się przed wspominaniem o Żydach, to prawdopodobnie nie doświadczyłby sromoty. Gdyby Horst Mahler przyczepił się do Turków, nie znalazłby się w więzieniu. Faktycznie, szczery wróg imigrantów o oliwkowej skórze, holenderskiparlamentarzysta Geert Wilders objechał USA i Wielką Brytanię, i antyrasiści niczego mu nie zrobili.
W Niemczech, antyrasiści okrywają się izraelską flagą. Haaretz donosił: „Wszyscy popieramy Izrael i występujemy przeciwko jakiejkolwiek postaci antysemityzmu, faszyzmu i seksizmu”, mówi dyrektor centrum Conne Island, Christian Schneider, lat 26. Dobrym przykładem proizraelskiej działalności antyrasistów w Lipsku jest publiczna kampania przeciwko noszeniu arafatek, kiedyś podstawowego atrybutu garderoby europejskich aktywistów lewicowych. „Czy masz coś przeciwko Żydom, czy też tylko marzniesz w nos?” – takie pytanie było bronią w kampanii zorganizowanej w ostatnich latach przez centrum. Kampania miała na celu zapobiec ubieraniu przez młodych ludzi czegoś, co centrum uważa za symbol identyfikowania się z Palestyńczykami i z antysemityzmem.
Antyrasistowskie grupy we Francji przejęły dyskurs w kraju i doprowadziły do władzy Nicole Sarkozy – poplecznika Izraela i Ameryki. Francuski parlamentarzysta Georges Frechezostał wyrzucony z partii, ponieważ powiedział, że narodowa drużyna piłkarska Francji nie powinna być cała czarna. Tak, zdanie to wydaje się trochę na bakier z polityczną poprawnością, lecz w rzeczywistości należy je rozumieć w zwykłym znaczeniu. Faktycznie, narodowa drużyna piłkarska Francji nie powinna być cała (lub w większości) złożona z graczy pochodzących z zagranicy; tak samo jak czołowi dziennikarze i gadające głowy francuskiej telewizji nie powinni być wszyscy (czy nawet w większości) Żydami.
Na krótko przed ostatnimi wyborami we Francji pisałem: „Jeśli francuscy socjaliści w dalszym ciągu będą tak zasadniczy w stosunku do swych członków, to zostaną skazani na zapomnienie wraz z dinozaurami; a Segolene Royal pozostanie jedynie nazwiskiem polityka, który powstrzymał le Pena, aby mógł wygrać Sarkozy”. Ta ponura przepowiednia spełniła się: Sarkozy wygrał wybory i uczynił Francję przydatkiem do NATO, likwidując wolności osiągnięte przez de Gaulle. Było to wielkie osiągnięcie wrzaskliwych antyrasistów, piątej kolumny Drapieżcy.
Francuscy antyrasiści udają antysyjonistów; jednak ich głównym zajęciem jest obrona Żydów przed jakąkolwiek krytyką. Pomimo „socjalistycznych” skłonności doszli do popierania Sarkozy. Jeśli chodzi o Wielką Brytanię, to Gilad Atzmon dużo pisał o brytyjskich żydowskich antyrasistach i kryptosyjonistach. Ich obrona imigrantów służy obronie Żydów, a w rzeczywistości popierają imigrację masową.
Masowa imigracja rujnuje, ponieważ przyczynia się do ucisku miejscowej ludności, i życie staje się gorsze dla wszystkich oprócz warstwy najbogatszej. Po prostu jest mniej miejsca na osobę, i to jest złe. To spostrzeżenie nie wymaga rasistowskich objaśnień. Dlaczego więc niektóre grupy antyimigracyjne głoszą hasła rasistowskie?
Jest to triumf Panów Dyskursu. Udało im się przekonać prawie wszystkich, że przeciwstawianie się imigracji jest rasizmem. Decydenci prowadzący politykę antyimigracyjną po prostu zaakceptowali ten głupi pogląd. Być może łatwiej jest pogodzić się z takim subiektywnym argumentem niż walczyć z nim. Reszta zagubiła się, czekając na wybawcę który walczyłby z imigracją za przyzwoleniem Panów Dyskursu.
Ludzie przyjęli taki pogląd na rasizm z dwóch powodów. Po pierwsze, ponieważ wmawia się im to wystarczająco często, aby uwierzyli. W taki sam sposób zaakceptowali, że palenie jest nałogiem zabójczym i wstrętnym, że jedynie źli komuniści chcą mieć narodową służbę zdrowia, i że bogaci nie powinni być opodatkowani. Ludzie są słabi, i nie są w stanie opierać się zmasowanemu atakowi mediów.
Istnieje także druga przyczyna. Wielu ludzi czuje się dumnych ze swego pochodzenia, taka próżność jest naturalna. Dla klas wyższych istnieją wyspecjalizowane wydawnictwa genealogiczno-historyczne; dla klas średnich, przyjmuje to przeważnie postać prostego drzewa genealogicznego rodziny. Jest to rodzaj łagodnej próżności; grzebiemy się w zapomnianych historiach szukając korzeni naszej rodziny wśród rodów szlacheckich, kapłańskich czy powiązanych z władzą. Wiara w wyższość białej rasy jest uproszczoną wersją drzewa genealogicznego; w sam raz dla ludzi, którzy nie mogą odkryć szlacheckiego rodowodu. Jeśli i kiedy taka rodzinna próżność ograniczy się jedynie do ciekawostek i niczego więcej, gdy najlepsi z nas zrezygnują z honorowych tytułów, zamkną kluby Córek Rewolucji i spalą w piknikowym ognisku Threat of Assimilation („Groźbę Asymilacji”) Deborah Lipstadt, dopiero wtedy będziemy mogli szukać źdźbła w oku bliźniego swego.
Oskarżeni o rasizm mogą się uczyć od Żydów, którzy usuwają imigrantów samolotami, walczą z krzyżowaniem się ras i asymilacją, zabraniają Palestyńczykom sprowadzać małżonków, ciągle przy tym dodając “to nie jest rasizm”. Ponieważ są ekspertami, więc zgadzamy się z ich werdyktem. Żydowski dowcip: Rabin spóźniał się powracając z wycieczki. Zbliżała się sobota więc modlił się o cud, który się rzeczywiście wydarzył: wszędzie była sobota, lecz w cadillacu rabina był wciąż piątek. Analogicznie, przeciwstawianie się lub jedynie wspominanie okrzyżowaniu się ras jest rasizmem, lecz nie dla Żydów.
Inną powszechną postacią rzekomego „rasizmu” jest uprzywilejowanie tubylców kosztem cudzoziemców. Jest to postępowanie całkowicie normalne i normatywne. Taka postawa jest nakazywana przez Biblię; taka postawa gwarantuje zachowanie miłości człowieka do swojej ziemi. W żydowskiej modlitwie, prosi się Boga o deszcz i o zignorowanie modłów cudzoziemca proszącego o suchą pogodę. Umiarkowany nacjonalizm jest najlepszą obroną własnego kraju; i nie trzeba się tym martwić: cosi fan tutti, wszyscy tak robią.
Należy pamiętać, że „rasistowska” gadanina jest rodzajem złośliwej plotki, i jest to zły nawyk. Jest to grzech, nęcący grzech mówienia źle o wszystkich. Przyjemnie jest przezwać żabojadem tchórzliwego Francuza, co robiły wszystkie amerykańskie gazety w roku 2003. Pokrzepia nas mówienie o złym angielskim Amerykanów, co jest zgodne z poglądem pewnego brytyjskiego poety. Mamy ubaw wyśmiewając się ze zbytnio jasnowłosych i czystych Szwedów, co czynił na łamach Jerusalem Post pewien pisarz. Z przyjemnością można pogardzać kołtuństwem Żydów, jak Seline i TS Eliot. To całkiem ludzkie, gdy czasami denerwują nas mężczyźni (brutale), nienawidzimy kobiet (lekkomyślne), zechce się nam wygonić dzieci (hałasują), lub ze strachem pomyślimy o starości (zmarszczki). Można także wyżywać się na imigrantach (podejrzane interesy ze starymi samochodami). Jest to przyjemne, jak szklanka zimnego cierpkiego białego Rieslinga po mdłej cukierkowatej i obojętnej poprawności politycznej. Chociaż podejrzane moralnie, jest to zajęcie całkowicie niewinne i przyjemne, jak jawna wymiana kochanków przez gwiazdę ekranu. Jednak jest drobna, ale wyraźna, różnica między beztroskimi błyskotliwymi łajdactwami Oscara Wilde’a i bredniami opowiadanymi przez zasmarkanego brudasa.
Obgadywanie ludzi to grzech. Lecz to samo jest z chciwością, łakomstwem, lubieżnością, zazdrością i pychą. Wciąż nie widać polityków usuwanych z, powiedzmy, partii socjalistycznej za prowadzenie w gazecie kącików dla smakoszy, lub za doradzanie na giełdzie, albo za udział w paradzie gejowskiej dumy, lub za kupowanie samochodu dorównującego wozowi sąsiada. Są prawa „przeciwko nienawiści”. Lecz nie ma „przeciwko pysze”.
W dzisiejszych czasach „rasistą” nazywa się każdego, kto jest przywiązany do swojej ziemi i społeczności. Ze względu na poglądy, Simone Weil można byłoby nazwać krańcową rasistką, ponieważ była wrogiem wykorzeniania. Należy zauważyć, że ktokolwiek popiera imigrację, popiera wykorzenianie. Gdy ktoś ci powie „jesteś rasistą” ponieważ jesteś przeciwny masowej imigracji, powinieneś za Simone Weil odpowiedzieć: „a ty jesteś trucizną zabijającą prawdziwe życie”. Możesz także odpowiedzieć: „jesteś narzędziem Drapieżców”, lub „jesteś po stronie właścicieli nieruchomości i lichwiarzy”, co będzie odpowiadało prawdzie.
Przeciwstawienie się masowej imigracji nie oznacza wrogości do imigrantów. We Francji, Anglii i Austrii spotykałem dobrze wrośniętych w nowy kraj imigrantów, którzy w pełni podzielali nasze poglądy na zahamowanie imigracji. Po znalezieniu swego nowego domu i nowej rodziny w nowym kraju, nie chcieli być przyczółkiem dla inwazji. W każdym europejskim kraju jest mnóstwo potomków imigrantów: Nawet Frankowie, którzy użyczyli swej nazwy Galii, byli swego rodzaju imigrantami. Aleksander Dumas był wnukiem czarnego niewolnika. Nie można doszukiwać się czystej rasy poprzez odrzucanie domieszek, w końcu nie jesteśmy kotami syjamskimi. Jednak co za dużo, to niezdrowo: masową imigrację należy zmniejszyć do cienkiego strumyczka, z przyczyn nie mających niczego wspólnego z rzekomym „rasizmem”.
Dla osiągnięcia tego nie wystarczy kontrola na granicach. Należy wstrzymać agresję gospodarczą przeciwko Afryce i Ameryce Łacińskiej. Należy zakończyć agresywne wojny w Afganistanie, Pakistanie, Iraku i Palestynie. Jeśli Europa nie chce mieć następnych dziesięciu milionów uciekinierów, należy zapewnić bezpieczeństwo Iranowi. Prawdziwych uczuć przyjaźni dla Irakijczyków, nie powinno się wyrażać w marszach „przeciwko rasizmowi” w Paryżu, i nie w dopieszczaniu imigrantów, lecz pomagając Irakijczykom odzyskać suwerenność i pomyślność zniszczone przez amerykańską okupację, naciskając na wycofanie oddziałów cudzoziemskich, i pomagając uciekinierom w powrocie do ojczyzny. „Antyrasistów” można będzie porównać do ludzi, całujących głodnego bez podania mu chleba, litujących się nad chorym bez rozpoczęcia jego leczenia.
Krótko, „rasizm” jest fikcją, bezsensownym oszczerstwem wymyślonym przez Panów Dyskursu. Rasistowskie echa, które słyszymy codziennie przed telewizorami, są pochodnymi hegemonistycznego dyskursu. Panowie Dyskursu ogłosili, że przeciwstawianie się imigracji jest rasizmem. W ich plany i strategie włączono nawet pozorną opozycję. Bez rozpoznania tego matactwa pozostajemy w niewoli szkodliwej subiektywnej filozofii, uwłaczającej zdrowemu rozsądkowi. Dopóki nie zaczniemy mówić w dyskursie o prawdziwych niebezpieczeństwach związanych z masową imigracją, dopóki nie zdołamy odrzucić lub zneutralizować frazesów osób odpowiedzialnych za wykorzenianie, będziemy w dalszym ciągu przegrywać bitwy, a wszelcy panowie Sarkozy tego świata będą świętować.
Tłumaczył: Roman Łukasiak