Tłumaczył: Roman Łukasiak
Dziwne, wyłącznie amerykańskie zjawisko chrześcijańskich syjonistów wielbiących Żydów jest jedynie wynikiem nerwicy socjalnej, wywołanej przez silne poczucie winy, wzbudzane przez elity żydowskie. Proste chrześcijańskie dusze starają się połączyć miłość do Chrystusa ze wzbudzaną przez społeczeństwo adoracją Żydów. Oczekują pochwały ze strony Żydów, należąc jednocześnie do Kościoła. Te przeciwstawne siły deformują ich psychikę, podobnie jak ciała dzieci deformowane były przez średniowiecznych hodowców potworów. Należy im pomóc ponownie pokochać Chrystusa i uwolnić się od emocjonalnej zależności od Żydów.
Pojawienie się chrześcijańskich syjonistów przepowiedział już w roku 1902 wiedeński Żyd, Solomon Ehrmann. Mówił o przyszłości, kiedy „cała ludzkość będzie zjudaizowana (verjudet) i połączona w jedność przez (judeo-masońską) Bnai Brith”[1]. Obecnie, gdy Bnai Brith mocno popiera Sharon’a i Foxman’a, oznacza to, że chrześcijańscy syjoniści zostali całkowicie zjudaizowani.
Ich żałosna kondycja duchowa powinna przypomnieć nam, że chrześcijaństwo i judaizm NIE SĄ wzajemnymi zwierciadlanymi odbiciami. Gdy Kościół chce doprowadzić każdego Żyda do zbawienia, jako równego innym wierzącym, przemieniając go, lub ją, w ukochanego brata lub siostrę, to Żydzi chcą przemienić chrześcijan w zjudaizowanych chrześcijańskich syjonistów, emocjonalnych i duchowych niewolników Żydów. Oznacza to, że walka jeszcze się nie zakończyła. Jest to walka ideologiczna a nie rasowa; a chrześcijanie pochodzenia żydowskiego zawsze byli jej ważnym elementem, światłem przewodnim dla swoich wahających się braci, gdyż jest to także bitwa o dusze Żydów. Bez względu na to, jak cenne są te dusze, nie są one ani trochę cenniejsze niż dusze innych narodów. Jeśli duchowa i ideologiczna walka z wpływami żydowskimi nie będzie energicznie wznowiona, to obawiam się, że chrześcijańscy syjoniści staną się największym i najpotężniejszym wyznaniem w USA, a potem przenikną do Europy.
Profesor Dawid Perlmutter napisał do mnie:
Z pewnością, jakieś 20 lat temu „izraelskie lobby” składało się w większości z Żydów, i darowizny na kampanie były ważne. Lecz teraz są chrześcijanie ewangeliczni, którzy dominują, i większość polityków jest nominalnie proizraelska, nie dlatego, że potrzebują żydowskich pieniędzy, lecz ponieważ oni również wierzą w „świętą” sprawę albo przysłuchują się głosom licznych ewangelicznych wyborców. Bush poszedł na rękę Sharon’owi nie z powodu Żydów, lecz ponieważ zbuntowali mu się jego wyborcy. Jest to coś, czego większość Arabów i Izraelczyków nie rozumie, lecz można to teraz tutaj zobaczyć w Kościołach, i w Waszyngtonie. Każdy poważniejszy lider ewangelicznych chrześcijan w USA ma bardziej prawicowe poglądy na Izrael niż większość Żydów jakich znam, a po 11 września uważają to wszystko za swoją własną osobistą wyprawę krzyżową. Tradycyjne lobby izraelskie (AIPAC itd.) prawie nic tu nie znaczy.
Żydzi są często uważani za „drożdże” z powodu ich umiejętności judaizowania ludzi, czyli przekazywania im pewnych cech żydowskich; możliwości te są wzmacniane przez pozycje, jakie zajmują w dyskursie, mediach i na uniwersytetach. Gdyby pastorzy nie czuli poparcia właścicieli mediów, to prawdopodobnie nie byliby tak proizraelscy jak obecnie. Gdyby sprawa Chrystusa nie była tak całkowicie osłabiona, ich trzódka nie czułaby się tak zobowiązana do popierania izraelskiego ludobójczego państwa apartheidu.
[1] Beller, Wiedeń, cytowane przez Lindemann’a, Esau’s Tears (Łzy Ezawa)